Category Archives: ciasta

Idzie jesień – tofurnik ze śliwkami

Zwykły wpis

tofurnik ze śliwkami

Nawet pogoda daje dziś znać, że zbliża się jesień. W warzywniakach widziałam już pierwsze dynie – zaraz zacznie się sezon. Tymczasem korzystamy jeszcze z końcówki lata i na osłodę ostatniego dnia wakacji i listopadowej aury mam dla Was wegański sernik ze śliwkami. Dostałam zamówienie na ciasto z owocami, a maliny i borówki już mi się delikatnie przejadły. A śliwki uwielbiam – w sezonie świeże, poza seoznem suszone albo mrożone – zawsze 🙂

Dawno nie było przepisu na wegańskie ciasto, więc wymyśliłam sobie, że tym razem takie właśnie będzie. Myślałam o tarcie, ale nie chciało mi się zagniatać kruchego spodu – ostatnio leniwa jestem 😉 – a kupienie gotowego ciasta kruchego było poniżej mojej kuchennej godności. W związku zpowyższym, jak zwykle w przystępie lenistwa, padło na sernik, a raczej jego wegańską wersję – sernik z tou, czyli tofurnik. Połączenie sera i śliwek wydało mi się z początku dziwne, ale z drugiej strony… w sumie często jadam kanapki z białym serem i powidłami śliwkowymi i nie narzekam. Poza tym tofu smakuje jesnak trochę inaczej – nie ma kwaskowatego posmaku jak twaróg, co w tym przypadku jest chyba zaletą. Ciasto jest banalne i dosyć szybkie w przygotowaniu, czuć w nim już piernikowe jesienne nuty (no dobra, u mnie czuć piernikowe nuty przez cały rok, ale co tam ;)). Bałam się, że będzie ciężko je pokroić, ale nic z tych rzeczy – po spędzeniu kilku godzin w lodówce kroi się ślicznie.

tofurnik

Składniki (na tortownicę o średnicy 23 cm)

spód

  • ok 250 g herbatników korzennych
  • 4 czubate łżki masła orzechowego

masa z tofu

  • 3 kostki tofu naturalnego (po 180 g)
  • pół szklanki mleka sojowego
  • torebka budyniu waniliowego (proszek)
  • 5-6 łyżek brązowego cukru
  • szczypta soli
  • pół opakowania przyprawy do piernika

dodatkowo

  • garść rodzynek
  • garść orzechów laskowych lub włoskich (włoskie można posiekać)
  • kilkanaście śliwek węgierek

tofurnik

Przygotowanie

Ciastka miksujemy w blenderze z masłem orzechowym do uzyskania konsystencji mokrego piasku. Dno tortownicy wykładamy pergaminem, a boki smarujemy olejem. Masę ciasteczkową wykładamy na dno i mocno dociskamy. Składniki masy miksujemy do uzyskania jednolitej konsystencji. Dodajemy rodzynki i orzechy i mieszamy. Masę wylewamy na ciasteczkowy spód i wyrównujemy. Śliwki przekrajamy na pół i układamy na cieście, rozcięciem do góry. Pieczemy ok. 50 minut w 180 stopniach. Mniej więcej w połowie pieczenia przylrywamy tortownicę folią aluminiową. Studzimy, a następnie wstawiamy na kilka godzin do lodówki.

Smacznego 🙂

tofurnik

Przepis dodaję do akcji Serniki 2013 – Edycja Letnia i Śliwkowa Akcja I

Brownie dyniowe (pumpkin swirl brownie)

Zwykły wpis

Pierwszy raz upiekłam brownie. Ponieważ ciasto było przeznaczone na imprezę z okazji Halloween, oczywiście nie mogło zabraknąć dyni. Po krótkich rozmowach z Googlem znalazłam ten przepis na wegańskie brownie dyniowe. W zasadzie się go trzymałam, tylko, jak zwykle w przypadku amerykańskich przepisów, zmniejszyłam o połowę ilość cukru, a i tak ciasto wyszło dośc mocno słodkie.

Poza tym, że pierwszy raz piekłam brownie, pierwszy raz w ogóle je jadłam 🙂 Było smaczne, ale nie wiem dlaczego spodziewałam się nie wiadomo jakich fajerwerków, może po przeczytaniu hymnów pochwalnych pod adresem wszelkiego rodzaju brownies na blogach? 😉 Tymczasem wyszło całkiem dobre ciasto czekoladowe z piernikowymi nutami – zdecydowanie nadaje się na imrezę albo do kawki, ale nie rzuciło mnie na kolana tak jak tego oczekiwałam 😉

Składniki (na formę o boku 24 cm, ok. 12 porcji)

Warstwa dyniowa

  • opakowanie budyniu waniliowego
  • pół szklanki mleka roślinnego
  • 3 łyżki cukru
  • 3/4 szklanki pure z dyni
  • mniej więcej pół opakowania przyprawy do piernika (do smaku)

warstwa czekoladowa

  • 2/3 szklanki cukru (można dać jeszcze trochę mniej, a w oryginale było półtorej szklanki….. chyba za oceanem mają inne kubki smakowe ;))
  • 3/4 szklanki mleka roślinnego
  • 1/3 szklanki oleju (użyłam kokosowego)
  • 1/3 szklanki pure z dyni
  • 2 łyżeczki octu (użyłam jabłkowego)
  • 1 i 1/3 szklanki mąki
  • 3/4 szklanki kakao
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia

Przygotowanie

Składniki warstwy dyniowej miksujemy na jednolitą masę. To samo robimy ze składnikami warstwy czekoladowej. Naczynie do pieczenia wykładamy pergaminem (tak, żeby wystawał ponad brzegi). Na dno wykładamy masę czekoladową. Na wierzhu rozprowaszamy masę dyniową, a następnie nożem do masła robimy w cieście esy-floresy, tak, żeby było widać trochę czekolady. Pieczemy 40 minut w 180 stopniach. Studzimy, a następnie na kilka godzin wstawiamy do lodówki.

Smacznego 🙂

PS. W razie powtórki do warstwy czekoladowej dodałabym chyba pokruszoną czekoladę 🙂

Dynia party, cześć druga – dyniowy tofu sernik

Zwykły wpis

Kolejny przepis z urodzinowej imprezki i dynia w kolejnej odsłonie, tym razem na słodko. Wiadomo, że na urodzinach musi być tort 🙂 Ale jakoś nie miałam weny na skomplikowane wielowarstwowe ciasto, więc postanowiłam, że w roli tortu wystąpi dyniowy sernik z tofu. Tort, jak wiadomo, musi być z kremem, również z tofu, a jakże 😉 Całość z nutami jesienno-zimowo-piernikowymi. Ciasto jest chyba dużo prostsze od klasycznego tortu, a smakuje i wygląda naprawdę fajnie. Jest prawie wegańskie – z wyjątkiem łyżki miodu dodanej do kremu i kuleczek dekoracyjnych na wierzchu. Ale kuleczki można oczywiście pominąć, a miód zastąpić dowolnym słodkim syropem.

Inspirowałam się tym przepisem. Jak zwykle w przypadku przepisów zza oceanu, zmniejszyłam ilośc cukru o połowę, a ciasto i tak jest dosyć słodkie 😉

Składniki (na tortownicę o średnicy 23 cm)

spód

  • ok. 1,5 szklanki zmielonych herbatników imbirowych (lub digestive)
  • 3-4 łyżki stopionej margaryny lub oleju kokosowego
  • łyżka mleka roślinnego
  • szczypta soli

wierzch

  • Paczka (340 g) miękkiego silken tofu
  • ok. 2 szklanki puree z pieczonej dyni (instrukcja pieczenia dyni tutaj)
  • sok z jednej cytryny
  • 1 budyń waniliowy (proszek)
  • łyżka cukru waniliowego
  • 2/3 szklanki brązowego cukru
  • pół średniego banana
  • 1,5 czubatej łyżki mąki
  • łyżeczka cynamonu
  • pół łyżeczki imbiru
  • pół szklanki nerkowców namoczonych przez kilka godzin
  • opcjonalnie ok. 1/3 szklanki rodzynek lub kandyzowanego imbiru

krem

  • 2 kostki tofu (po 180 g)
  • ok. 1/3 szklanki oleju kokosowego lub margaryny w temperaturze pokojowej
  • 1/3 – 1/2 szklanki dżemu z pomarańczy (użyłam marmolady pomarańczowo-imbirowej, można też użyć pomarańczowej i trochę imbiru w proszku)
  • sok z ok. 2/3 cytryny
  • łyżka miodu
  • gałka muszkatałowa do smaku (u mnie duża szczypta)
  • szczypta soli (do smaku, ja dałam sporo, bo lubię słonawe kremy w typie serka Philadelphia)

Przygotowanie

Składniki spodu miksujemy do uzyskania konsystencji mokrego piasku. Masą wykładamy dno natłuszczonej tortownicy i dociskamy. Następnie wszystkie składniki wierzchu, z wyjątkiem imbiru kandyzowanego lub rodzynek, miksujemy na jednolitą masę. Ewentualnie dodajemy imbir bądź rodzynki i mieszamy. Masę wykładamy na ciasteczkowy spód, wyrównujemy powierzchnię i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy 45-50 minut.

Składniki kremu miksujemy na jednolitą masę i odstawiamy do lodówki, aż ciasto całkowicie wystygnie. Ciasto musi być całkowicie wystudzone, zanim otworzymy formę i zabierzemy się do dekoracji.

Przed rozpięciem tortownicy warto przejechać nożem wdzłuż brzegów, żeby odkleić ciasto, w razie gdyby przywarło. Następnie rozprowadzamy krem, w miarę możliwości równą warstwą na wierzchu i bokach ciasta. Do wyrównywania kremu dobrze się nadaje długi nóż. Dekorujemy wedle uznania i do czasu podania przechowujemy w lodówce.

Smacznego 🙂

200 lat dla Babci :-) Tort marchewkowy

Zwykły wpis

Dzisiaj przepis na bardzo specjalny tort. Jak widać na powyższym obrazku, Babcia kończyła 95 lat. Na wejściu na urodzinowe spotkanie życzyłam Jej z rozpędu sto lat i szybko musiałam się poprawić na co najmniej sto dwadzieścia 😉 W ramach prezentu z okazji tak szacownego jubileuszu upiekłam tort. Zaczynam już ćwiczyć, żeby dojść do porządnej wprawy, zanim Babcia dobije do setki 😉

Postanowiłam, że tym razem tort będzie „prawdziwy”, to znaczy ciasto przekładane kremem, a nie sernik na zimno udający tort 😉 Taka okazja wymaga w końcu stosownej oprawy. Nie byłabym jednak sobą, gdybym trochę nie pokombinowała. Po pierwsze, chciałam, żeby ciasto było bezglutenowe. Poza tym obowiązkowo musiało być z sensownych składników. Uwielbiam prawie wszystko co słodkie i wiem, że deser to zazwyczaj puste kalorie, ale mimo to jakoś nie przekonuje mnie opcja skonsumowania torby cukru pudru i trzech kostek margaryny, nawet w deserze. Po trzecie wreszcie, o zgrozo, przejadła mi się czekolada 😉 Tak więc, tylko i wyłącznie ze względu na własne zachcianki, a raczej ich brak, postanowiłam, że tym razem tort nie będzie czekoladowy.

Po długich rozmowach z Googlem trafiłam na ten przepis i stwierdziłam, że to będzie fajny pomysł – ciekawy smak (jestem maniaczką cynamonu i korzennych przypraw, a inni goście i Jubilatka też lubią takie smaki), wysokiej jakości naturalne składniki i generalnie wygląda obiecująco.

Do pieczenia zabrałam się trochę z duszą na ramieniu – wiedziałam, że jeśli coś nie daj Boże nie wyjdzie, to przed samą imprezą będziemy w panice jeździć po Warszawie w poszukiwaniu ciasta. Na szczęście wynik przerósł moje oczekiwania – tort był hitem 🙂 Niezbyt słodki, wilgotny, miękki, po prostu super. A do tego to chyba jeden z niewielu przepisów, w których danie wykonane przez zwykłego śmiertelnika (znaczy się mnie ;)) wygląda bardzo podobnie do tego na zdjęciu „katalogowym” (i wcale nie dlatego, że oba wyglądają fatalnie ;)).
Przepis podaję z moimi delikatnymi zmianami.

Składniki (na tort o średnicy ok. 20 cm

Ciasto

  • 3/4 szklanki mąki (w oryginalnym przepisie jest kokosowa, ja użyłam kasztanowej, ale myślę, że inna też się sprawdzi)
  • 10 jajek
  • 4 duże marchewki
  • ok. 10 ekologicznych suszonych moreli*
  • 2-3 łyżki miodu lub syropu klonowego
  • łyżka cynamonu
  • łyżeczka imbiru
  • niecała łyżeczka gałki muszkatałowej
  • 2 szczypty soli
  • łyżeczka sody oczyszczonej
  • 200 ml oleju kokosowego, z tego łyżka do natłuszczenia formy (myślę, że może być też masło)

* jeśli chcecie użyć moreli, to koniecznie ekologicznych, bo mają kompletnie inny smak niż te „normalne”. Z resztą nie tylko smak, wyglądają i pachną też zupełnie inaczej. Lubię jedne i drugie, ale gdybym nie wiedziała, nigdy bym nie powiedziała, że to ten sam owoc. W tym przepisie pasuje mi smak ekologicznych moreli, ewentualnie suszonych fig lub daktyli, jak w oryginale – tu już ekologia nie gra roli 😉

Krem

  • 500 g twarożku do serników
  • 3 łyżki miodu (lub odrobinę więcej do smaku)
  • szczypta soli
  • ok. łyżeczki gałki muszkatałowej (można na początek dać mniej, a potem dodawać do smaku)

Dodatkowo

  • Mielone orzechy i marchewka do dekoracji

Przygotowanie

Marchewki trzemy na drobnej tarce. Morele zalewamy gorącą wodą i odstawiamy na kilkanaście minut. Po tym czasie miksujemy morele z kilkoma łyżkami wody na papkę. W misce mieszamy suche składniki – mąkę, sodę, sól i przyprawy. W drugiej misce miksujemy jajka z masą morelową, miodem i stopionym olejem kokosowym lub masłem. Dodakemy suche składniki do mokrych i miksujemy do połączenia składników. Dodajemy marchewkę i mieszamy dokładnie łyżką.

Piekarnik nagrzewamy do 160 stopni. Masę wlewamy do dwóch takich samych foremek (ok. 20 cm średnicy) dokładnie nasmarowanych olejem kokosowym lub masłem i pieczemy 35 minut. Sprawdzamy patyczkiem, czy ciasto jest już upieczone – jeśli po wbiciu w środek patyczek jest suchy, to znaczy, że jest gotowe. Sprawdźcie koniecznie – u mnie np. okazało się, że blat, który był na wyższej półce w piekarniku, był gotowy po 35 minutach, a drugi, który stał niżej, potrzebował jeszcze 10 minut pieczenia.

Generalnie przy robieniu jakiegokolwiek warstwowego ciasta bardzo polecam Wam pieczenie każdego blatu w osobnej formie. Z jednej strony wymaga to inwestycji w co najmniej dwie takie same tortownice albo poświęcenia co najmniej dwa razy tyle czasu na pieczenie. Ale z drugiej dla mnie zawsze największą zmorą przy robieniu tortów było przekrojenie ciasta na pół bez rozwalenia go przy tym. Nie zawsze się to udawało i następowała rozpaczliwa renimacja i sklejanie 😉 Przy dwóch formach ten problem odpada.

Wyjmujemy ciasto z piekarnika i studzimy. Musi być zupełnie zimne, zanim zabierzemy się za dekorację.

Aby przygotować krem, wszystkie składniki miksujemy na jednolitą masę. Dobrze jest zrobić go trochę wcześniej (np. kiedy ciasto jest jeszcze gorące) i wstawić do lodówki, bo kiedy zgęstnieje, będzie łatwiejszy w obsłudze.

Jeden blat ciasta przekładamy na duży talerz albo paterę i rozsmarowujemy na nim ok. 1/3 kremu. Na to kładziemy drugi blat i smarujemy pozostałym kremem wierzch  boki ciasta. Ozdabiamy wedle uznania.

Ja oblebiłam boki mielonymi orzechami (mieszanka laskowych i włoskich „bzyknięta” blenderem dosłownie przez 5 sekund), dzięki czemu zakryłam haniebne braki i niedociągnięcia w rozsmarowaniu masy 😉 Aby zrobić kwiatuszek z marchewki, trzeba po obraniu odciąć z niej kilka pasków skrobakiem do warzyw. Każdy pasek składamy w „łezkę” i ustawiamy na wierzchu. Do czasu użycia tort przechowujemy w lodówce 🙂

I tyle. Smacznego 🙂

I jeszcze raz 200 lat dla Babci 🙂

Wisienka na torcie

Zwykły wpis

Ostatnio chodzi za mną wspomnienie wakacji z czasów podstawówki, kiedy na kempingu świętowaliśmy trzydzieste ósme urodziny mojego taty. Miałam wtedy trzynaście lat, dizś dobiegam trzydziestki, a tata za chwilę będzie miał pięćdziesiąt pięć lat. I chociaż różnie nam się czasem układało, zawsze byłam córeczką tatusia. Nigdy wcześniej nie piekłam tortów, bo wydawało mi się, że to coś na pograniczu czarnej magii i alchemii 😉 Nadrabiam niniejszym zaległości.

Wszystkiego najlepszego Tato 🙂

Mamy oboje z tatą ulubiony tort, który co roku na wszelkie okazje warte świętowania kupowaliśmy zawsze w tej samej cukierni. Odkąd się wyprowadziłam, rodzice, przyjeżdżając do mnie na urodziny, specjalnie wieźli ten tort przez całą Warszawę. Czekoladowy z wiśniami. Bez niego impreza w zasadzie się nie liczy. Ten własnie tort próbowałam odtworzyć i sądząc po smaku kremu wylizanego z misek, łyżek i trzepaczek, udało mi się całkiem nieźle 🙂 Opierałam się na przepisie z bloga Moje Wypieki, aczkolwiek znalazło się też miejsce na własną inwencję.

Składniki (na formę o średnicy 24 cm)

spód

  • 150 g migdałów lub orzechów (nie arachidowych, bo według mnie mają zbyt intensywny zapach)
  • 2 czubate łyżki masła orzechowego lub zwykłego (bardzo miękkiego, lub stopionego) – użyłam migdałowego
  • 1,5 łyzki kakao
  • łyżka cukru
  • szczypta soli

masa

  • 750 g serka mascarpone
  • troszkę ponad pół szklanki syropu klonowego
  • 3 tabliczki gorzkiej czekolady (300g)
  • 1/8 szklanki whisky (można pominąć)

dodatkowo

  • 450 g wiśni (świeżych lub mrożonych)

Przygotowanie

Jeśli używamy mrożonych wiśni, należy je rozmrozić i odcedzić. Ja rozmrażałam przez noc na sitku. Ze świeżych oczywiście wyjmujemy pestki 😉

Dno formy wykładamy pergaminem. Orzechy mielimy w blenderze na proszek. Dodajemy pozostałe składniki spodu i miksujemy do uzyskania gęstej klejącej masy (pewnie będzie się trochę kruszyć, ale nie szkodzi). Tą masą wykładamy dno formy, mocno przyciskamy i wstawiamy do lodówki na czas przygotowania masy serowej.

Serek mascarpone mieszamy z syropem klonowym (może być mikserem). Na dno niedużego rondelka wlewamy pół centymetra wody i wrzucamy połamaną na kawałki czekoladę. Ewentualnie wlewamy whisky. Podgrzewamy na średnim ogniu, często mieszając, aż czekolada się roztopi. Zdejmujemy z ognia i odstawiamy do przestygnięcia. Kiedy czekolada nie jest już brdzo gorąca (moja była nadal ciepła, ale ostygła na tyle, że spokojnie mogłam trzymać garnek w rękach), dokładamy ją do masy serowej i dokładnie mieszamy (łyżką). Dodajemy wiśnie i mieszamy.

Masę przekładamy na spód i wstawiamy do lodówki na kilka godzin albo na całą noc. Dekorujemy wedle uznania. Smacznego 🙂

Przepis dodaję do akcji W wiśniowym sadzie

Imieninowo-urodzinowy truskawkowy sernik na zimno

Zwykły wpis

Okolice połowy czerwca to w mojej rodzinie maraton świąt wszelakich. Urodziny Babci Małgosi, imieniny Babci Małgosi, imieniny Mamy Joli i drugiej Mamy, która co prawda ma na imię Krystyna, ale z nieznanych mi przyczyn ginących we mgle przeszłości wśród rodziny i bliskich znajomych funkcjonuje jako Jola. Do tego zbliża się dzień ojca i imieniny mojego brata, ale te okazje chyba będę musiała obskoczyć już następnym ciastem (z resztą zawsze warto wykorzystać okazję do zrobienia ciasta, czyż nie? ;)).

Jako że dziś z okazji urodzino-imienin czeka nas rodzinny obiad, zaoferowałam się, że zadbam o deser, ku wielkiej radości mojej mamy, która gotować umie całkiem nieźle, ale nie lubi i do dziś nie może wyjść ze zdziwienia, że niżej podpisana po pierwsze nauczyła się gotować coś więcej niż wodę na herbatę i makaron, a po drugie spędza w kuchni każdą wolną chwilę i traktuje to jako sposób na relaks 😉

Zastanawiałam się, jakie ciasto przygotować i stanęło na serniku na zimno. Prosty, szybki (tzn. szybko się go szykuje, bo oczywiście trzeba swoje odczekać, aż zsiądzie się w lodówce), a poza tym idealny na letnią pogodę. Jako że mamy sezon na truskawki, do sernika poszedł ich mniej więcej kilogram – więcej nie zmieściłoby się do formy 😉

Inspiracją dla sernika był ten przepis. Wprowadziłam kilka zmian, bo po pierwsze chciałam, aby spód był bez mąki (o moich eksperymentach z glutenem w diecie wyprodukuję niebawem osobny post ;)), po drugie zastąpiłam cukier po części miodem, a po części cukrem brązowym. Po trzecie wreszcie, moje truskawki po rozgotowaniu i zmieszaniu z żelatyną przybrały niezbyt apetyczny kolor, więc bałam się, że wierzch sernika nie wyjdzie zbyt ładny. Dlatego truskawki zmieszałam w całości z masą serową, a wierzch pokryłam polewą czekoladową. Polewa w sumie jest opcjonalna, można po prostu udekorować sernik owocami,zanim do końca się zsiądzie.  Ja szykowałam sernik późnym wieczorem, a rano był już kompletnie zcięty, więc żeby owoce na wierzchu się trzymały, dodałam czekoladową warstwę pośrednią 🙂

Składniki (na tortownicę 22 cm)

spód

  • 100 g orzechów włoskich (użyłam zmielonych, można też kupić całe i zmielić w blenderze)
  • 4 naprawdę czubate łyżki masła orzechowego (u mnie migdałowe)
  • 2 łyżki kakao
  • czubata łyżka miodu (lepiej jeśli miód jest gęsty, może być ewentualnie cukier)
  • szczypta soli
  • kilka kropel ekstraktu z wanilii lub zapachu waliniowego

masa serowa

  • 50 dag serka kremowego albo tłustego twarogu do serników
  • 1/4 szklanki miodu
  • łyżeczka ekstraktu z wanilii lub zapachu waniliowego

truskawki

  • 50 dag truskawek
  • kilka łyżek wody
  • 3 łyżki cukru (u mnie brązowy)
  • opakowanie żelatyny (użyłam firmy Prymat, na opakowaniu było napisane, że starcza na 1,5 litra płynu). Można użyć też agaru, ale nie wiem dokładnie ile…

polewa

  • 2/3 tabliczki czekolady (użyłam gorzkiej, ale jeśli nie lubicie, może być oczywiście mleczna)
  • ok. 1/4 szklanki wody
  • ok. 1/3 szklanki śmietanki kremówki

dodatkowo

  • kilkanaście truskawek do zatopienia w masie (opcjonalnie)
  • dekoracja według uznania – u mnie struskawki, borówki i listki mięty

Przygotowanie

  1. Najpierw przygotowujemy spód. Wszystkie składniki miksujemy w blenderze i powstałą masą wykładamy dno i część boków formy.
  2.  Serek miksujemy z miodem i wanilią na głądką masę.
  3. W garnuszku miksujemy truskawki z wodą i cukrem i podgrzewamy. Żelatynę zalewamy kilkoma łyżkami zimnej wody i odstawiamy na chwilę do napęcznienia. Kiedy truskawki zaczną się gotować, dodajemy, żelatynę i rozprowadzamy, aż dokładnie się rozpuści.
  4. Zdejmujemy truskawkową miksturę z ognia i chwilę studzimy, a następnie łączymy z masą serową i dokładnie miksujemy.
  5. Na przygotowanym spodzie układamy kilkanaście truskawek, a na nie wylewamy masę. Całość odstawiamy na kilka godzin do lodówki.
  6. Kiedy sernik już stężeje, szykujemy polewę. Czekoladę łamiemy na nieduże kawałki, dodajemy parę łyżek wody i roztapiamy. Można to zrobić w rondelku na niedużym ogniu, nad parą albo w mikrofalówce, grzejąc mniej więcej na 50% mocy. Kiedy czekolada się roztapia, nalezy często ją mieszać, żeby się nie przypaliła. W przypadku mikrofalówki mieszamy kilka razy w trakcie podgrzewania. Zdejmujemy roztopioną czekoladę z ognia, dodajemy śmietankę i mieszamy dokładnie. Studzimy kilka minut, wykładamy na wierzch ciasta, wyrównujemy łyżeczką i dekorujemy wedle uznania.

Smacznego 🙂

Ciasto Irish Coffee (bez pieczenia)

Zwykły wpis

Na początek uwaga. To ciasto jest przepyszne – wszyscy się zajadali, z niżej podpisaną na czele. Ale potrzebuje duuuużo czasu, żeby się dobrze zsiąść – u mnie zajęło to ponad 24 godziny. Była to moja pierwsza przygoda z agarem – już się bałam, że coś zrobiłam nie tak, bo ciasto za nic nie chciało zmieniać konsystencji. Przez moment byłam już przekonana, że wyjdzie z niego co najwyżej budyń, ale cierpliwość się opłaciła – wyszło pyszne, kremowe mocno kawowo-czekoladowe ciacho, które rządziło na wielkanocnym stole 😉

Składniki (na tortownicę o średnicy 26 cm)

spód

  • 1,5 paczki herbatników digestive (mogą być też inne, ale zauważyłam, że digestive są bardzo kruche i ich miksowanie jest mniej traumatyczne dla blendera ;))
  • 4 czubate łyżki masła orzechowego w temperaturze pokojowej
  • niecałe pół szklanki mleka roślinnego
  • 1-2 łyżki cukru
  • olej do wysmarowania formy

wierzch

  • 4 kostki tofu (po 180 g)
  • 2 puszki mleczka kokosowego (po 180 ml)
  • tabliczka gorzkiej czekolady
  • 3 łyżki kawy rozpuszczalnej
  • 3 – 4 łyżki syropu z agawy
  • pół szklanki cukru
  • 1/4 szklanki whisky (opcjonalnie)
  • 2 szczypty soli
  • szklanka mleka roślinnego + 20g agaru
  • opakowanie suszonych wiśni (100g) albo ok. pół paczki mrożonych, ale przed użyciem trzeba je odmrozić i dobrze odsączyć. W sezonie mogą być też świeże.
  • opcjonalnie dowolna dekoracja – u mnie ziarenka kawy i owoce goji

Przygotowanie

Dno tortownicy wykładamy pergaminem – to bardzo ważne, bo szalenie ułatwia wyjmowanie ciasta. Do tej pory moje ciasta na herbatnikowym spodzie nie bardzo dawały się wyjmować z formy – okazuje się, że pergamin to magiczna sztuczka, której mi brakowało. Następnie dno i boki smarujemy olejem.

Wszystkie składniki spodu miksujemy w blenderze. Masa powinna sklejać się w jedną bryłę. Gdyby byla za luźna, dodajemy jeszcze kilka ciasteczek, w przeciwnym przypadku odrobinę mleka. Masą ciasteczkową wykładamy dno tortownicy. Mocno dociskamy i wstawiamy do lodówki na czas przygotowania wierzchu.

Tofu kruszymy w rękach. Razem z cukrem i solą wrzucamy do blendera. Można krótko zmiksować, żeby jeszcze lepiej się rozdrobniło.

Czekoladę łamiemy na kawałki i podgrzewamy w niewielkim garnku razem z mlekiem kokosowym, kawą i syropem z agawy. Grzejemy, czesto mieszając, aż czekolada się roztopi. Masę czekoladową przelewamy do blendera. Dodajemy (ewentualnie) whisky i wszystko miksujemy na gładki krem.

Mleko sojowe doprowadzamy do wrzenia, zdejmujemy z ognia i rozpuszczamy w nim agar. Wlewamy do blendera i szybko miksujemy, aż dokładnie połączy się z masą. Dodajemy wiśnie i mieszamy (łyżką). Całość wylewamy na spód, wyrównujemy łyżką i odstawiamy na dłuuuuugo do lodówki. Nie tracimy nadziei, jeśli nie wygląda, jakby miało kiedykolwiek zmienić stan skupienia ;). Kiedy już się zsiądzie, dekorujemy wedle uznania.

Zbieramy zachwyty i komplementy od gości i pławimy się w poczuciu sukcesu 😉

Smacznego 🙂

Przepis dodaję do akcji Wegetariańska Wielkanoc z Zieleniną

Bez jaj, to już Wielkanoc ;-) Życzenia i najlepsze ciasto makowe

Zwykły wpis

Drogie Czytelniczki i niewiele tańsi Czytelnicy 😉

Dla wielu z Was za chwilę zaczną się najważniejsze święta w roku, dla innych – święto wiosny, dzień królika i kurczaczka, maraton rodzinnych wyżerek albo po prostu dłuższy weekend. Niezależnie od tego, do której grupy się zaliczacie, życzę Wam, żeby ten czas upłynął Wam sympatycznie i tak, jak uważacie, że upłynąć powinien – w kościele, przy rodzinnym stole, na pikniku ze znajomymi (choć pogoda odstrasza), na górskim szlaku, a może gdzieś pod palmami, jeśli myśl o żurku i koszyczku jajek przyprawia Was o gęsią skórkę 😉 Każdemu według potrzeb 🙂 Niezależnie od wszystkiego, niech będzie smacznie 🙂

W ramach prezentu od wielkanocnego zajączka mam dla Was jeszcze przepis na fantastyczne ciasto makowe. Wątpię, żeby zagościło u kogoś z Was na tegorocznym wielkanocnym stole, ale kto wie, może ktoś szuka jeszcze inspiracji last minute. Jeśli tak, to bardzo bardzo polecam. A jeśli nie, koniecznie wypróbujcie przy najbliższej okazji. To jedno z moich ukochanych ciast, przerobione na wersję wegańską. Jeśli – tak jak ja – uwielbiacie makowce, a najbardziej nadzienie, to jest coś dla Was. Tu jest samo nadzienie 🙂 Całe ciasto z pysznej wilgotnej masy makowej, a dla dopełnienia kulinarnej rozkoszy polewa czekoladowa na wierzchu – czy można chcieć więcej?

Przepis oparty na recepturze mojej Mamy, która ma ją nie wiem skąd, więc autor oryginału nieznany. A szkoda, bo należałoby wystawić mu pomnik 😉

Składniki (na tortownicę o średnicy 26 cm)

  • 2 opakowania po 200 g mielonego maku*
  • 1 opakowanie silken tofu (340 g)
  • 4 spore jabłka
  • 2 łyżki mielonego siemienia lnianego
  • czubata szklanka cukru
  • 3/4 – 1  szklanka mleka roślinnego (zależy od tego, jak soczyste są jabłka)
  • 7 łyżek kaszy manny
  • 3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 olejek migdałowy lub waniliowy
  • 2 szczypty soli
  • olej i bułka tarta do formy

* nie chodzi o mase makową w puszce tylko suchy mielony mak. Ja używałam firmy Backmit, a widziałam również jakiejś znanej firmy produkującej bakalie, bodajże Bakalland. Można oczywiście użyć normalnego maku. Wtedy, jak mówi moja Mama, należy wziąć go 2,5 szklanki, zalać wrzątkiem i kilka godzin moczyć, następnie dokładnie odcedzić (na szmatce) i zmielić dwa razy w maszynce do mięsa. Opcja mielenia skutecznie mnie odstraszyła 😉

polewa

  • pół tabliczki gorzkiej czekolady
  • parę łyżek mleka roślinnego lub wody

Przygotowanie

W blenderze miksujemy na jednolitą masę: tofu, cukier, mleko, siemię lniane i olejek zapachowy. Jabłka trzemy na tarce jarzynowej. W dużej misce mieszamy dokładnie wszystkie składniki (oprócz bułki tartej i oleju oczywiście ;)). Tortownicę smarujemy olejem i wysypujemy bułką tartą. Przekładamy do niej masę, wyrównujemy wierzch i pieczemy około 75 minut w 180 stopniach.

Po lekkim przestudzeniu można posmarować ciasto polewą czekoladową. W tym celu czekoladę z mlekiem lub wodą topimy i mikrofali lub niewielkim rondelku. Gdyby masa była za gęsta, dodajemy odrobinę mleka lub wody. Polewą smarujemy wierzch ciasta. Dekorujemy wedle upodobań artystycznych 😉 Ja użyłam srebrnych perełek z cukru.

Dziś kolejny raz doceniłam dodatkowy walor wegańskich ciast – poza tym, że są niewątpliwie zdrowsze i „etycznie poprawne”, można wylizać miskę po surowej masie do czysta, albowiem od tofu nikt jeszcze nie dosał salmonelli 😀

Jeszcze raz życzę Wam miłych Świąt 🙂 Ciąg dalszy menu wielkanocnego nastąpi za parę dni 🙂

Przepis dodaję do akcji Wegetariańska Wielkanoc z Zieleniną

Ciasto z jabłkami mojej mamy

Zwykły wpis

Lubię piec, ale ponieważ staram się nie jeść słodyczy, a małżonek z łakoci najbardziej lubi kiszone ogórki (jak ja bym chciała się z nim zamienić!!!), więc rzadko mam do tego okazję. Jednak jutro jedziemy na spotkanie rodzinne, więc postanowiłam popełnić ciasto. Opierałam się na przepisie mojej Mamy, którą niniejszym pozdrawiam, bo wiem że czasem tutaj zagląda 🙂 Postanowiłam jednak przepis „odchudzić” (w oryginale było półtorej szklanki oleju!) i zweganizować. Była to w zasadzie moja pierwsza „poważniejsza” próba weganizacji ciasta. Poważniejsza, czyli coś więcej niż zastąpienie mleka krowiego sojowym i ewentualnie miodu syropem z agawy 😉 Trochę się niepokoiłam, co wyjdzie, bo wiem, że o ile przy gotowaniu można zwykle to zastąpić tamtym a owo owamtym bez wielkiej szkody dla efektu, to pieczenie jest bardziej ścisłą nauką i nadmierne majstrowanie przy przepisie często prowadzi do katastrofy 😉

Tym razem jednak katastrofy nie było – było (jest) bardzo wilgotne gęste ciasto, które składa się w zasadzie głównie z jabłek. Może odrobinę za słodkie (nie lubię bardzo słodkich wypieków), ale to łatwo naprawić następnym razem. Weganizacja udana 🙂

Składniki (na 10-12 dużych kawałków)

  • 5 jabłek (mama mówi, że najlepsza jest reneta, ja nie wiem w sumie, jakich użyłam – takich, które leżały w domu i czekały na zbawienie ;))
  • odrobina soku z cytryny
  • 3 szklanki mąki
  • 1 banan
  • 240 ml naturalnego jogurtu sojowego (lub zwykłego, jeśli nie musi być wegańskie)
  • 2/3 szklanki mleka roślinnego (lub zwykłego – jak wyżej :))
  • łyżka mielonego siemienia lnianego + 1/4 szklanki ciepłej wody
  • niepełna szklanka cukru
  • 2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 2 łyżeczki cynamonu
  • 3 łyżeczki kakao
  • po dużej garści rodzynek i orzechów włoskich
  • olej do wysmarowania formy

Przygotowanie

Siemię lniane zalewamy ciepłą wodą, mieszamy i odstawiamy na bok na kilka minut. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Jabłka obieramy i kroimy w niedużą kostkę. Skrapiamy sokiem z cytryny, żeby nie zbrązowiały. Banana rozgniatamy widelcem i miksujemy z mlekiem, jogurtem i siemieniem lnianym na jednolitą masę. W duuuużej misce mieszamy suche składniki – mąkę, cynamon kakao, sodę oczyszczoną i cukier. Wlewamy mokre i mieszamy dokładnie, starając się pozbyć wszystkich grudek. W razie potrzeby dolewamy odrobinę (!) mleka. Do wymieszanej masy dodajemy jabłka. Wydaje się, że jest ich bardzo dużo w stosunku do masy, ale bez obaw – ciasto wyrośnie i będzie dobrze. Dodajemy też rodzynki i lekko połamane orzechy włoskie. Dokładnie mieszamy ciasto z jabłkami. Prostokątną blachę lub naczynie do pieczenia smarujemy olejem i wkładamy do niego masę. Wyrównujemy wierzch i pieczemy około godziny.

Ciasto jest bardzo wilgotne od jabłek, więc zanim do końca wystygnie, może być trochę trudne w obsłudze, jeśli chodzi o przekładanie z formy na talerzyki

Przepis dodaję do akcji Owocowe ciasta zimowe i Wegańskie słodkości

Mały bonus po ciężkim dniu – ciasto w 3 minuty :-)

Zwykły wpis

Wyjątkowo bez zdjęcia, albowiem zjadłam, zanim zdążyłam sfotografować 😉 Przepis banalnie prosty i ekspresowy – nie jest to jakiś reprezentacyjny deser dla gości, ale fajne, jeśli macie ochotę na porcję ciepłego ciasta już, teraz, natychmiast, a cukiernia daleko 😉 Ktoś znający się na rzeczy podliczył, że ma tylko 100 kalorii, więc można od razu zrobić dwie porcje 🙂

Składniki

  • 1,5 łyżki mąki
  • niecała łyżka cukru
  • łyżka kakao
  • szczypta proszku do pieczenia
  • ok 3 łyżki mleka roślinnego
  • opcjonalne dodatki: cynamon, trochę rodzynek, odrobina kawy rozpuszczalnej, kawałek pokruszonej wegańskiej czekolady…

Przygotowanie

Wszystkie składniki zmieszać w kubku (szklanym lub ceramicznym, bez metalowych ozdóbek). Gdyby było za gęste, dodać odrobinę mleka, jeśli za rzadkie – troszkę mąki. Gotować w mikrofalówce (podgrzewać? piec? co się właściwie robi z jedzeniem w mikrofalówce? ;))  około 1-1,5 minuty na wysokiej mocy (ja grzałam 1,5 minuty na 900 W). Wyjąć i wicnać, tylko nie poparzyć sobie języka 🙂