Dziś znów będzie post nieprzepisowy 😉
Miałam zilustrować go jakimś standardowym obrazkiem słodkiego prosiaczka w zestawieniu ze sceną z rzeźni tudzież zdjęciem schabowego, ale sobie daruję. Chodzi o to, że pomimo iż ostatnimi czasy jadłam wszystko, czyli m. in. mięso, ryby i jajka, cały czas mam w tyle głowy weganizm jako jedyną słuszną moralnie opcję odżywania się i życia w ogóle. Nie wydaje mi się, żeby zwierzęta były na tym świecie po to, by być naszymi kotletami i materiałem na torebki tudzież kożuchy. Wydaje mi się to hipokryzją (tak!), że ubóstwiam, głaszczę, rozpieszczam, karmię, leczę itp. moje koty, a na obiad konsumuję kawałek świni, która wedle wszelkichdowodów naukowych była zdecydowanie bardziej inteligentna niż rzeczone koty, a żeby wylądować na moim talerzu, musiała swoje krótkie życie sędzić w fatalnych warunkach.
Ostatnio znalazłam taką oto tabelkę, która dała mi bardzo do myślenia. Szczerze mówiąc, nawet bardziej niż makabryczne zdjęcia i filmy z rzeźni.
Czas życia (dni) | Produkcja | Cierpienie | |
Wołowina | 600 | 340 kg | 22,5 godz/kg |
Drób | 48 | 2 kg | 24 dni/kg |
Wieprzowina | 250 | 90 kg | 2,8 dnia/kg |
Jajka | 1000 | 800 jajek | 1,25 dnia/jajko |
Mleko | 1500 | 3000 l | 0,5 dnia/litr |
Tabelka nie jest mojego autorstwa. Pochodzi z bloga The Vegan Skeptic. Ja tylko sprawdziłam, czy dane sa mniej więcej zbliżone do rzeczywistości (są) i przeliczyłam je z funtów i galonów na kilogramy i litry. Dane dotyczą chowu zwierząt na fermach przemysłowych.
Wiele osób mówi, że nie potrafiłoby zupełnie zrezygnować z mięsa albo utrzymuje, że białko zwierzęce jest niezbędne dla zdrowia. W zupełności rozumiem, że nie każdy jest w stanie z dnia na dzień przejść na weganizm albo nawet wegetarianizm, ale może warto się zastanowić, czy nie byłoby lepiej dla wszystkich stworzeń (w tym nas i naszego zdrowia), żeby zamiast codziennie jeść parówkę, która zawiera 30% mięsa a resztę niewiadomoczego, pasztet podlaski, który pewnie nawet do tych 30% nie sięga, kurczaka z fermy i jajka z klatek, zainwestować kilka razy w tygodniu w posiłek z ekologicznego mięsa zwierząt hodowanych w godziwych warunkach. Zgoda, te zwierzęta nadal musiały zostać zabite, aby stać się kotletem, ale przynajmniej zanim to nastąpiło, miały okazję pochodzić po trawie i zobaczyć słońce. Moim zdaniem to zawsze coś. Z własnego doświadczenia mogę też powiedzieć, że mięso „szczęśliwych” kur jest o niebo smaczniejsze.
Co do mnie, cały czas zastanawiam się nad odejściem od produktów zwierzęcych w diecie i w miarę możliwości w innych sferach życia. Mam jednak kilka problemów, które muszę sobie przepracować, przemyśleć prioryteyty, dojść do tego, co dla mnie działa, a co niekoniecznie…
- Zdrowie, czyli jak to zrobić, żeby nie nabawić się żadnych niedoborów, anemii itp., żeby mi nie wypadły włosy i nie połamały się paznokcie… Wiem, że się da, ale, jak już kiedyś pisałam, wydawało mi się, że będąc weganką, komponowałam swoje posiłki sensownie. Starałam się, aby były urozmaicone, nie żyłam na parówkach sojowych, a mimo to czułam się czasem słabo, a „akcja weganizm” szczególnie odbiła się na moich włosach, z którymi dopiero niedawno doszłam do ładu.
- Sport. Dużo trenuję, między innymi podnoszenie ciężarów. Na olimpiadę się nie wybieram, ale chciałabym w tym aspekcie się rozwijać, a to wymaga między innymi odpowiedniej diety. To nieszczęsne białko naprawdę ma znaczenie przy budowaniu siły i masy mięśniowej. Cały czas o tym czytam i dokształcam się. Jeśli ktoś z Was zna jakieś fajne strony czy książki na ten temat, to będe wdzięczna za podzielenie się
- Uroda. Mam bardzo problematyczną cerę. Od okresu dojrzewania, który dawno mam za sobą, walczę z trądzikiem. Do tej pory żadne kosmetyki, a w szczególności żadne naturalne metody nie pomogły w 100%. Jeżeli już, to pewną poprawę przynosiły kosmetyki apteczne, które z pewnością nie są wegańskie. Może jestem próżna, ale wolałabym, żeby moja skóra nie wyglądała jak pasztet 😉 W tym temacie znalazłam jednak sztuczkę, którą w tej chwili testuję i – odpukać – chyba działa. Muszę ją sprawdzić przez dłuższy czas, zanim napiszę o efektach.
- Koty. No właśnie. Mam dwa koty. Koty są drapieżnikami. Nie mam zamiaru próbować przestawiać moich kotów na weganizm. Wiem, że są roślinne karmy dla kotów, oparte głównie na kukurydzy, ale uważam, że to wbrew naturze. To tak jakbym dla swojego widzimisię zaczęła moje świnki morske karmić kiełbasą… No więc mój dom nigdy nie będzie w pełni wegański, a nawet wegetariański. Abstrahując już od mojego męża, który też raczej wege nie zostanie.
No. To tyle. Życzę Wam miłej soboty i owocnych przemyśleń i spadam gotować ciecierzycę 😉