Obrazek znany chyba wszystkim, może trochę seksistowski, ale sama jestem kobietą, więc mi wolno 😉 Tym bardziej, że powyższe podejście chcę odnieść do siebie. Tak ostatnio wyglądało moje podejście do odżywniania, sportu i dużej cześci zycia w ogóle. Chcę zacząć to porządkować, małymi kroczkami do przodu. Tutaj będę się dzielić głównie aspektem dietetyczno-sportowym, ale jeśli uda mi się doprowadzić do dużych ogólnych zmian, na które mam nadzieję, to na pewno też się pochwalę.
Na początek powrót do sensownego jedzenia. Ostatnio moja dieta wołała o pomstę do nieba. Nie, nie żywiłam się w McDonaldzie, ale co drugi dzień zmieniałam zdanie co do tego, czy chcę być na diecie wegańskiej, czy może paleo. Biorąc pod uwagę, że są to właściwie przeciwne bieguny (weganizm – wiadomo, zero produktów zwierzęcych, paleo – dużo mięsa i ryb, warzyw i owoców, żadnych zbóż ani warzyw strączkowych), jadłam na przemian np tofu z kaszą jaglaną, a potem jajka z bekonem, czując się przy okazji winna z powodu tofu (kiedy akrat był dzień bekonu) lub z powodu bekonu (w dni wegańskie). Niestety nie żartuję, naprawdę tak właśnie ostatnio wyglądało moje podejście do odżywiania. W efekcie żołądek mi sięrozregulował tak, że ani tofu, ani bekon, ani prawie żadna opcja pośrednia mu nie pasowały… Nie mówiąc już o tym, że rozregulowała mi się głowa (która w temacie jedzenia nigdy nie była zbyt dobrze uregulowana ;)). Między inymi stąd brak wpisów na blogu.
Ale. Muszę przecież jeść, na litość faraona. Chciałabym jeść tak, aby nie szkodzić sobie, nie szkodzić przy tym (w miarę możliwości) zwierzętom i środowisku, nie utyć, mieć siłę trenować i widzeć tego efekty, nie poświęcać każdej wolnej chwili na myślenie o jedzeniu, nie przeżywać dwa dni wcześniej, czy w restauracji, do której wybieram się ze znajomymi, jest coś, co będę mogła zjeść, najchętniej innego niż frytki z colą?
No i chciałabym odnaleźc przyjemność z gotowania, która gdzieś się zagubiła. Znaleźć zaginioną w bojach żyłkę fotografa i dzielić się z Wami na blogu tym, co wypluje z siebie moja kuchnia 🙂
Dlatego postanowiłam, że będę jeść głównie wegetariańsko. Postaram się nawet w wiekszości wegańsko, ale kiedy np. będę jeść na mieście, prędzej zjem pizzę z serem niż spędzę dzień na studiowaniu menu pizzerii i zamartwianiu się, że jedyną wegańską opcją jest soso pomidoroy 😛 Dziś nawet jadę do rodziców na placki ziemniaczane. Mama zawsze robi je z jajkiem, a do tego podaje śmietanę. Nie jest to zdrowe według żadnych znanych mi kryteriów, ale nie jadłam ich już chyba z 5 lat i zamierzam się nimi cieszyć 🙂 Życzcie mi powodzenia 🙂