No więc zaczynam. A w zasadzie zaczynam od nowa, bo prowadziłam już kiedyś bloga, z resztą pod tym samym tytułem, ale go skasowałam. Dlaczego? Jakoś tak wyszło… Moja przygoda z weganizmem jest trochę burzliwa. Nasz związek przechodził akurat kryzys 😉 Ja objadałam się wędzonym łososiem, a blog był dla mnie wyrzutem sumienia, więc go usunęłam.
Na szczeście sumienie nie usuneło się wraz z blogiem 😉 Wróciłam do weganizmu. Teraz żałuję skasowania tamtego bloga, bo nazbierało się tam już trochę przepisów, z których część chętnie zrobiłabym jeszcze raz, ale składniki i proporcje uleciały juz z pamięci, zostały tylko zdjęcia. No cóż, jedyne wyjście to wymyśleć, ugotować i zapisac nowe przpisy. I tym razem ich nie skacować, co uroczyście obiecuję 🙂
Nauczyłam się już na paru przykładach, że powinnam usunąć ze swojego słownika wyrazy „nigdy” i „zawsze”. Nie mówię więc, że już zawsze będę weganką i nigdy nawet nie spojrzę w stronę kotleta czy jajecznicy 😉 Będę się starać, ale bywało już tak, że starałam sie jak nigdy, a wychodziło jak zawsze 😛 Ale blog będzie w 100% wegański i nie zniknie tak jak poprzedni. Nawet jeśli ja chwilowo zniknę, to może pod moją nieobecność moje kulinarne wyczyny dostarcza komuś pomysłu na smaczny obiad 🙂
Jak ja się cieszę, że wróciłaś i że odkryłam ten blog na nowo 🙂 Szkoda, że tamten blog usunęłaś, bo tak jak piszesz było tam mnóstwo fajnych przepisów do których nie raz chciałam wrócić, a niestety ich już nie było 😦 Dobrze, że niektóre sobie zapisałam. A inne niestety nie zdążyłam zrobić i zapisać.
Pozdrawiam serdecznie i życzę wytrwałości 🙂
Baaaaardzo dziękuję 🙂 Część przepisów ze starego bloga pojawi się też na nowym, bo wiele z nich to moje ulubione dania 🙂 Muszę tylko stopniowo je wyprodukowac i zrobić przyzwoite zdjęcia 🙂
To super, cieszę się bardzo. I proszę, nie znikaj już w tak drastyczny sposób 😉